Sporo czasu minęło od ostatniego wpisu na blogu. To nie znaczy, że nie handlowałem akcjami – wręcz przeciwnie, po chwilowej depresji oczy zaczyna mi ponownie przysłaniać euforia. O transakcjach informowałem nie na blogu, tylko poprzez Twitter (podając kursy i daty zakupu). Od teraz będę tak robił na bieżąco – wprowadzam zmiany w strategii, zarówno inwestowania, jak i blogowania. Opiszę też swoje transakcje na CreepyJar (CRJ), Movie Games (MOV), 11Bit Studios (11B) i CreativeForge Games (CFG), a ostatnio również LVC oraz przedstawię obecny stan portfela. Zamienię słowo na temat dywersyfikacji – oczywiście trzymanie oszczędności życia w ramach spółek działających w jednej branży to kiepski pomysł.
Wszystko albo nic
Dlaczego tak długo milczałem? W momencie najbardziej drastycznego załamania rynku oczywiście wszelkiego rodzaju wpisy o spółkach, czy celna ocena perspektyw, nie miałyby sensu. Kupno akcji w tym okresie wydawało się graniczyć z szaleństwem (na co z pazerności się odważyłem, o czym dalej). Z drugiej strony zostawanie z akcjami wydawało się być zagraniem z kategorii “wszystko albo nic”, kiedy kursy lawinowo spadały w dół – co było również poważnym naruszeniem żelaznej zasady inwestowania, jaką jest zasada ochrony kapitału. Nie jestem wirusologiem, dlatego za oczywistą rzecz uznałem, że nie powinienem wydurniać się komentarzami typu “wirus zabił mniej osób niż zwykła grypa”, “zaraz wynajdą szczepionkę, nie ma co panikować” (choć takie komentarze znawców wszechrzeczy można było oczywiście znaleźć w najbardziej opiniotwórczych mediach). Niemniej z akcjami zostałem, a nawet kupiłem / dokupiłem CRJ, MOV, 11B i CFG, a ostatnio również LVC.
Akcje kupowałem wierząc w to, że reakcja jest przesadzona. Wydało mi się prawdopodobne (choć jednocześnie przerażające), że wirus nie powinien gemedevom szkodzić, tylko pomagać. Rozpisywanie się o tym, że w okresie izolacji wzrośnie sprzedaż gier byłoby niezłym banałem, dlatego też sobie ten wątek daruję. Drogi dolar również wpływa na wyższe przychody. Oczywiście, że są pewne utrudnienia. M.in. nie odbędą się gamingowe targi – ale to tylko jeden wąski aspekt marketingu (np. PlayWay i córki z grupy na targi niemalże w ogóle nie jeżdżą, a mimo to udaje im się osiągać najwyższe marże). Z drugiej strony możliwa jest praca zdalna (o ile w ogóle devsi nie pracują na stałe z domu – tak zapewne jest w przypadku wielu mniejszych zespołów).
Czemu zatem spadały tak drastycznie wszystkie kursy, a nie tylko te spółki, które mają poważny problem związany z pandemią? Sam próbuję znaleźć odpowiedź na to pytanie. Jedna z ciekawych teorii głosi, że traderzy w wieku 26-34 lata (również zaliczam się do tej grupy wiekowej) nie przeżyli dotychczas, za czasów swojej aktywności inwestycyjnej, poważnego załamania rynku. Tego typu nieoczekiwane zdarzenie musiało ponoć wywołać w tej grupie dezorientację i niepewność, a w konsekwencji – panikę. Oczywiście pamiętam 2008 rok i upadek Lehmana, a wcześniej – taniego dolara. Wtedy jednak było to dla mnie ważne dlatego, że kupowałem taniej sneakersy Nike’a, a więc nie miałem w portfelu spadających “na ryj” akcji, aby z tej nauczki dzisiaj wyciągnąć wnioski.
Zgodnie z powyższą teorią – spanikowani milenialsi mieli wywalać wszystkie akcje, jakie mieli, a nie tylko spółki, dla których wirus może być faktycznie problemem. Moim zdaniem to jednak tylko jeden z wielu czynników – nie ma się co dziwić, jeśli ktoś sypnął akcjami, bo chronił kapitał. Gdy na rynku zaczęłą się panika, zaczęli sprzedawać też inwestorzy, którzy nie wierzyli w tak duże znaczenie wirusa, tylko liczyli że odkupią taniej – to był problem zwłaszcza na najmniej płynnych spółkach, gdzie decyzja jednego akcjonariusza mogła tak łatwo ustawić kurs (np. CRJ, MOV czy CFG). Będąc w pełni świadomym, że na tych spółkach ruchy są najbardziej gwałtowne, dokupiłem ich akcje do portfela, licząc na to, że odbicie będzie równie dynamiczne.
Hossa spółek gamingowych również nie pamięta kryzysu zapoczątkowanego jesienią 2008 r. i również – tak jak milenialsi – nie miała do czynienia z poważnym załamaniem rynku. Dlatego nie wiadomo, jak zachowywałaby się podczas podobnego zdarzenia. Słyszałem takie teorie, że recesja czy innego rodzaju kryzys gospodarczy nie dotkną gamingu, bo “dzieciaki zawszę będą kupowały gry, spadający PKB nie pogorszy ich sytuacji”. Powstała teoria, że nawet podczas kryzysu spółki gamingowe nie będą spadać. Ostatnie załamanie rynku tę teorię boleśnie zburzyło. COVID też teoretycznie (a nawet praktycznie) nie powinien wpłynąć na wycenę spółek gamingowych, a jednak, CD Projekt w zaledwie 14 sesji (pomiędzy 21 lutym a 12 marca) spadł o blisko 35%. Inni spadali jeszcze mocniej – MOV np. spadł aż o 54%.
Na chwilę obecną dołek na gamedevie wydaje się być wspomnieniem, ale czy na pewno? Prędzej czy później jednak wróci – być może na dłużej, razem z przeceną na szerokim rynku, bądź nawet bez niej. Warto o tym pamiętać zwłaszcza w okresie, gdy oczy zaczyna ponownie przysłaniać euforia, a CDR został najwyżej wycenianą spółką na GPW. Dlatego moja strategia inwestowania w jedną branżę – gamedev, jest już nie tylko nikczemna, ale – jeszcze bardziej ryzykowna (żeby nie było, nie jestem aż takim żółtodziobem, by nie mieć pełnej świadomość ryzyka braku dywersyfikacji). Na swoje usprawiedliwienie (przed sobą samym, ale żeby czytelnicy też mieli jasność), strategia ta może być uznana za nieco mniej barbarzyńską gdyby wziąć pod uwagę, że mój plan zakłada stopniową redukcję zaangażowania do stanu, w którym początkowa wartość akcji w portfelu odpowiada wartością środkom, które na sprzedaży akcji zostały zarobione. W ten sposób ryzyko inwestycji drastycznie maleje (przy odpowiedniej interpretacji może być uznane za niemal zerowe). Piszę o tym, żeby to było jasne, że nikogo nie zachęcam (ani sam tak nie robię) by oszczędności całego życia trzymać w w akcjach spółek działających w ramach jednej (i to w opini wielu przewartościowanej) branży.
O transakcjach w czasach COVIDU
Ja swoich akcji w trakcie paniki nie wywaliłem, przez co jednak nieźle najadłem się strachu. Kursy każdego dnia spadały coraz niżej – sami to widzieliście. Gdy zaczęła się cała afera z wirusem byłem na wakacjach w strefie czasowej GMT (-6). Oznacza to, że sesja giełdowa na GPW otwierała się o godzinie 3 nad ranem tamtejszego czasu. Oczywiście nie było wtedy przestrzeni na dłuższe wpisy, dlatego też ograniczyłem się do krótkich tweetów. Byłem też zbyt mocno przerażony tym co robię, aby jeszcze o tym pisać na blogu (niepewność udzieliła się też w ten sposób, że bałem się, czy ktoś takich wpisów nie potraktuje jako zachęty do podobnego szaleństwa, a gdybym miał na tym stracić wolałbym nie mieć nikogo na sumieniu).
W okresie COVID-owej zawieruchy dokonałem następujących transakcji (jakby co to z grubsza wszystkie transakcje raportowałem na Twitterze – zachęcam do śledzenia, to medium wolę o wiele bardziej niż Facebooka, choć postaram się update’ować również twarzoksiążkę):
28 luty – kupno pierwszej transzy MOV po 27,30 zł
10 i 12 marca – dokupiłem MOV po 27,10 i 17,90 zł za akcje
Pomiędzy 3 i 24 marca dokupiłem kolejne akcje CFG (obecnie łączna średnia cena otwarcia to 11,57 zł za akcję. O CFG pisałem już wiele razy, także nie będę się powtarzał.
16 marca – dokupiłem małą paczkę akcji 11B (to zakup ściśle longtermowy) – z cenami zakupu 307,50 i 314 zł za akcje. To zakup longtermowy – wyniki roczne okazały się oczywiście znakomite (pisałem o tym nieco w poprzednim wpisie „O ambicjach i motywacji – transakcje insiderów z 11B” – LINK, temat nadal mocno aktualny, w związku z tym, że program motywacyjny nadal nie został przedstawiony (a widzieliście jaki efekt dało pokazanie nowego programu motywacyjnego CDR). 11B oceniam jako ten walor, który ma przed sobą poważne wzrosty, tyle że nie wiadomo, czy szybko – spółka lubi wpadać w długie boczniaki.
24, 25 i 27 marca – nabyłem nieco akcji Livechat (średnia zakupu 41,78 zł), natomiast sprzedałem ostatnie akcje Bloober – łączna stopa zwrotu z inwestycji z BLO nie jest oszałamiająca (25%), zważywszy ze pierwsze akcje z pakietu sprzedawałem z 53% zyskiem – do Bloober może jeszcze wrócę, tymczasem chciałem mieć w portfelu LVC, który od dawna podziwiam, jest zdrowa i dobrze zarządzana spółką, uznałem, że nadal jest w w dobrej cenie, natomiast COVID, moim zdaniem oznacza wzrost zapotrzebowania na ich usługi – pytanie tylko, czy ich klientów stać na innowacje? Już na to pytanie poznaliśmy odpowiedź w ostatnim raporcie ESPI – tak :). To zakup zdecydowanie longterm (spółka wypłaca kwartalnie dywidendę). Zgodnie z szacunkowymi wynikami przedstawionymi w najnowym raporcie ESPI – w ostatnim kwartale LVC zarobił więcej o 1,3 mln USD niż w analogicznym okresie roku ubiegłego (wzrost rdr o 16,5%) – szacują, że przychód w okresie styczeń-marzec 2020 r. wyniesie 9,1 mln USD. Niestety nieznacznie wzrósł wskaźnik churn (odejść klientów), ale kompensuje to wzrost aktywności „triali”, który stanowi swoistą zapowiedź nowej klienteli. O LVC pisałem już w pierwszym wpisie, który zamieściłem na blogu (link) – wtedy jednak zbyt pochopnie pozbyłem się waloru z portfela. Teraz mam nadzieje powrócił do niego na dobre.
9 kwietnia – sprzedałem CRJ po 387 zł. Stopa zwrotu 127%. To miała być inwestycja na dłuższy termin, ale kurs “dojechał do celu” (a nawet go przekroczył) szybciej niż się spodziewałem. Będę się ustawiał z powrotem na kupno, w perspektywie krótszej bądź dłuższej. CRJ to tzw. diament, ale już dość drogi – na spółkę czeka sporo wyzwań (konieczna rozbudowa zespołu, emisja akcji, z czego tylko część ma być przeznaczona na program motywacyjny). Zastanawiam się też, po co ta emisja skoro kasa z GreenHell popłynie strumieniem? Przynajmniej część tych akcji mogłaby pochodzić z buybacku, choć z drugiej strony – to by ponownie zawęziło freefloat (innymi słowy, chyba mają problem z za dużą ilością kasy). Poza tym – zysk szybko zrealizowałem m.in. właśnie dlatego, że spółka ma niski freeflot (co powinna zmienić przed planowanym wejściem na parkiet główny), a co może się wiązać ze sprzedażą akcji przez głównych akcjonariuszy (co częściowo już ma miejsce). Niski freefloat to też ryzyko, że ruch korekcyjny na tym papierze może być tak samo dynamiczny jak ostatni wzrost. Jeśli nie uda mi się odkupić taniej, to będę kibicował z boku – CRJ to moim zdaniem bardzo dobry temat na longterm (pisałem zresztą o “imponującym CRJ” już jakiś czas temu, informując również wtedy, że będę ustawiał się na kupno na niższym poziomie (całe szczęście się udało, być może teraz również się poszczęści) LINK.
17 kwietnia – z bólem serca sprzedałem małą część pakietu CDR (10% posiadanych akcji). Ważył już po prostu zbyt wiele. Sprzedaż po 341,60 zł, stopa zwrotu 395%. Sprzedałem też po 65 zł za akcję mały pakiet MOV (15% posiadanych akcji). Stopa zwrotu: 138%. W drugiej transzy kupowałem taniej, zatem średnia pakietu obniżyła się do 24,12 zł za akcję. Reszta akcji, wedle aktualnego planu, poczeka do premiery ATS.
Obecny skład portfela
śr. cena zakupu | obecny kurs | wzrost | |
CDR | 67.89 | 339.5 | 400% |
11B | 173.54 | 391 | 125% |
LVC | 41.78 | 54.5 | 30% |
CFG | 11.57 | 17.9 | 55% |
PLW | 200 | 387.5 | 94% |
MOV | 24.12 | 66 | 174% |
Jestem z tego składu całkiem zadowolony i na tę chwilę nie planuję zakupów – chyba że CRJ lub BLO się mocno skorekci. Jak CFG osiągnie zakładany poziom to czeka go nieznaczna redukcja (ale też zdecydowanie nie sprzedaż wszystkich akcji, gdyż mój plan na tę spółkę zakłada znacznie wyższą stopę zwrotu).
4 myśli w temacie “Czy gaming zyskał odporność na COVID? Syndrom “milenialsa””