Jako akt dobrej woli tymczasowo ograniczyłem dostęp do kontrowersyjnego wpisu. To nie jest przyznanie się do czegokolwiek – wręcz przeciwnie. Wyciągam rękę by osiągnąć porozumienie w „sporze”, który jest burzą w szklance wody. Codziennie spółki akcyjne spotykają się z krytyką, sytuacja w której znalazłem się po wyrażeniu swojej opinii jest czymś niespotykanym.
Kilka anonimowych osób (i jedna publiczna, celowo w całym wpisie nie będę podawał nazwy) chcą składać na mnie donosy. Przypomina mi się ciekawa historia. W połowie 2019 r. miała miejsce trudna akcja policji w Lublinie, podczas której grożono interweniującym funkcjonariuszom konsekwencjami – pisali o tym media i huczały Intermety. Interwencja została sfilmowana przez świadków zdarzenia i wrzucono ją do sieci – twierdzili, że doszło do przekroczenia uprawnień przez rzekomo brutalne zachowanie funkcjonariuszy. Pamiętam wstrząsającą scenę przedstawiającą policjanta klęczącego na szyi rzekomego pokrzywdzonego. Finalnie, jeden z agresorów okazał się poszukiwany, a postępowanie wyjaśniające w sprawie użycia siły przez policję skończyło się korzystnie dla policjantów, którzy nawet dostali nagrody za dobrze przeprowadzoną akcję. Użycie siły przez funkcjonariuszy w celu ochrony słusznych wartości nie zostało uznane za wykroczenie. Również tzw. „Internety”, w tym wykop, ale i Social media (społeczności Twittera i Facebooka) murem stanęły za policjantami, na agresorów wylała się fala hejtu. Osoby zgłaszające rzekome nadużycie przez policjantów siły zwróciły na siebie uwagę i same poniosły konsekwencje.
To taka anegdota tylko. Groźby inicjowania spraw sądowych które dostałem kiepsko znoszę, kiepsko psychicznie i fizycznie. Dlatego jako przejaw dobrej woli czasowo ograniczyłem dostęp do kontrowersyjnego wpisu (hasłem dysponuję tym razem tylko ja) z deklaracją jego całkowitego wycofania w zamian za publiczny rozejm i możliwość sprostowania. Absolutnie nie jest to przyznanie jakiejkolwiek winy.
Ostatnio przedstawiłem na blogu kilka faktów i swoją opinię na temat tych faktów. Próby atakowania mnie za wpis na blogu zbulwersowały opinię publiczną. Prawnicy i przedstawiciele mediów z którymi rozmawiałem są zdania, że nie naruszyłem prawa i nikt nie powinien w to wątpić (również Sąd). Jestem niezmiernie wdzięczny za wszystkie głosy poparcia, oficjalnie i w prywatnych wiadomościach, w tym od osób które uważam za Autorytety – ludzi ze świata mediów, analityków i prawników. Dzięki za propozycje wsparcia (prawnego, analitycznego i finansowego), z Wami czuję się trochę bezpieczniej – rozumiem że w przypadku agresji w moim kierunku nie zostanę z tym sam. Może znajdą się znamienici chętni by zeznawać w charakterze świadka? 🙂 Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale jakby już miało dojść do przesłuchania, zarówno przedstawicieli spółki jak i mojego, z chęcią zaproszę publiczność.
Z zebranych opinii wynika, że nie ma najmniejszych podstaw by zarzucać mi pomówienie, ani też zniesławienie, skoro informacje są prawdziwe (artykuł 213 kodeksu karnego). W moim wpisie przedstawiłem informacje i opinie. Wolność wyrażania tych drugich (prawo do krytyki) są chronione konwencją o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Polskie prawo też chroni wolność wypowiedzi – skoro fakty są prawdziwe, a dodatkowy komentarz z nimi przedstawiony jest opinią autora (dodajmy wyrażoną w sposób powściągliwy) to nie ma mowy o naruszeniu dóbr osobistych (artykuł 23 kodeksu cywilnego).
Rzetelność informacji otrzymywanych przez inwestorów w publicznym obrocie to uzasadniony społecznie interes, który również wyłącza możliwość stawiania mi jakichkolwiek zarzutów. Wierzę w rynek kapitałowy i wartości, które są jego fundamentami. Do tych wartości, jak wskazywał Phillip Fisher, należy obiektywizm w przekazywaniu informacji. Inwestorzy kupując akcje stają się współwłaścicielami biznesu, powinni wiedzieć tak samo o jasnych, jak i ciemnych jego stronach. Szanse rozwoju, jakie stoją przed spółką, też powinny być przedstawiane w sposób ostrożny, a jeśli słyszymy o szansach, w równym stopniu powinniśmy dostawać informacje o zagrożeniach – przekaz nie powinien być jednostronny. Im większe są rozbudzone nadzieje, tym większe może być rozczarowanie.
Bloguję z pasji – to tylko moje hobby, które przez ostatnie dwa dni stało się jakby koszmarem. Blog ostatnio obchodził swoją rocznicę, a chwilowo mam wrażenie, że mi zupełnie obrzydł – to oczywiście przez próby zastraszenia. Do tej pory postrzegałem bloga za coś dobrego – był miejscem, w którym dzieliłem się wiedzą, nie ukrywałem tego, że chciałbym aby służył on wspólnemu rozwojowi. Nigdy nie zachęcałem, a wręcz odradzałem naśladowanie moich ruchów. Na każdym kroku podkreślałem znaczenie samodzielności podejmowanych decyzji w ramach procesu podejmowania inwestycyjnych decyzji. Pisałem tym m.in. w dziale „O blogu” i dwóch wpisach od serca adresowanych zwłaszcza do początkujących inwestorów: „Silne ręce w kolejce po Twoją kasę” oraz „Czy gaming zyskał odporność na COVID? Syndrom milenialsa.
Pisałem też, że wpisy na blogu ze swej istoty nie mają żadnego wpływu na kursy akcji. Zresztą osoba, która podejmuje decyzje inwestycyjne w oparciu o opinie z Internetu moim zdaniem nie ma dostatecznej wiedzy i doświadczenia by być inwestorem. Poszukiwanie „rekomendacji” w Internecie świadczy o braku kompetencji by podjąć decyzje samodzielnie.
Jeśli ktoś podejmuje decyzje w ten sposób i traci kasę – może mieć moim zdaniem pretensje tylko do siebie, choć pewnie z chęcią by nakarmić własne ego będzie poszukiwać winnych i marzyć o możliwości żądania odszkodowania. Warto przypomnieć sobie, czy przed zawarciem transakcji dostał pouczenie od Firmy maklerskiej, że wybiera instrument nieadekwatny z punktu widzenia wiedzy, doświadczenia i celów inwestycyjnych – pewnie wielu początkującym się taki komunikat wyświetla. Każda decyzja o inwestycji powinna być podjęta w oparciu o własne ustalenia, poparte twardymi danymi, którymi nie byłaby w stanie zachwiać jakakolwiek opinia osoby trzeciej – choćby był to autorytet, a nie bloger o skromnych (przynajmniej do czasu skierowania w jego stronę agresji) zasięgach. Subiektywne opinie innych uczestników rynku nie mogą być elementem skutecznej strategii inwestycyjnej dlatego że subiektywne opinie to tylko opinie i każdy może i powinien mieć swoje.
Jakie z tego wnioski? Fora huczą od gróźb i złośliwych określeń pod moim adresem. Kto jednak sprzedaje akcje pod wpływem internetowych opinii? Czy aby na pewno akcje spadają z przyczyny mojego wpisu, czy jest to próba znalezienia kozła ofiarnego?
Doświadczeni, dostatecznie przygotowani inwestorzy wiedzą, że jeśli kurs jest w krótkoterminowym trendzie spadkowym ryzyko jego pogłębienia jest znaczne. Jeśli spółka zamyka tydzień poniżej poziomu wsparcia, świeca tygodniowa wygląda kiepsko, to analiza techniczna podpowiada, że idą kłopoty. Jeśli takie zachowanie kursu wynika z podania komunikatu o rozwiązaniu kontraktu, dlatego że gra portowana przez spółkę nie przeszła certyfikacji w terminie, to są przesłanki fundamentalne oznaczające kłopoty. Jeśli kilkanaście dni temu była premiera gry, a obecnie gra w nią jeden użytkownik – to są rzeczywiste przyczyny spadków, a nie wpis na blogu.
Zwróćcie uwagę, że w swoim wpisie przedstawiłem krytyczną opinię o polityce informacyjnej trzech spółek. Varsav Game Studios rósł wczoraj o +2,52%, a Gaming Factory +3,24%. Jak to się stało, że inwestorzy tam nie „zasugerowali się” moim wpisem?
Inwestor, który kupuje i sprzedaje akcje pod wpływem emocji, cudzych opinii, sam ponosi odpowiedzialność za wyniki swoich transakcji. Próby obciążenia mnie swoimi błędami są skazane na niepowodzenie.
Bardzo dobrze mówisz. Wydaje mi się, że przez krytyków przemawiają 3 rzeczy:
1). Realizacja, że szybko nie nastąpi powrót do ceny 100PLN/akcja
2). Żal do siebie, że nie sprzedali, kiedy była okazja
3). Wizja tego, że teraz będą w coraz gorszej sytuacji
Jestem bardzo świeżym oraz drobnym inwestorem i Twoje codzienne wpisy na TT to kopalnia wiedzy i często zmuszają mnie do myślenia. Dzięki temu stawiam sobie więcej pytań czy podejmuje dobre decyzje, co jak na razie przekłada się u mnie na wzrosty.
Wkurza mnie to, że takie firmy starają się wywrzeć wpływ na osoby, które chłodno patrzą na rynek. Wielkie dzięki za Twoje wpisy i kawał dobrej roboty
PolubieniePolubienie
trochę odwagi, sprawa sądowa to nie koniec świata, a wygrana sprawa sądowa to asset w CV bądź potwierdzenie wiarygodności jako blogera. proszę pomyśleć o tym jak o szansie a nie ryzyku. pozdrawiam
PolubieniePolubienie
chłopie nie przejmuj się na świecie chodzi pełno niedorobionych kolesi dla których każdy pretekst jest dobry. w sieci czują się mocni! nikt nikogo nie zmusza do inwestowania!
taki cytacik:
Znam ryzyko inwestowania na giełdzie i jeśli stracę wszystko będę grzebał po śmietnikach. Czy ty też znasz ryzyko? Jesteś gotowy do wybierania jedzenia ze śmietników? Jeśli tak, możesz inwestować!
trzymam za ciebie kciuki!
PolubieniePolubienie
Ja powiem krótko, prawda kole w oczy.
PolubieniePolubienie
Trafiłem na Pana stronę właśnie przez tą całą aferę, która została nagłośniona przez portal polskigamedev.pl . Planuje zostać tutaj na dłużej, dlatego mam nadzieję, że będzie Pan kontynuował prowadzenie strony i publikowanie wpisów. Pozdrawiam cieplutko.
PolubieniePolubienie
W procesie sądowym ma Pan przecież argumenty. Taki proces tylko rozsławi blog i może pomoc w dotarciu do szerszej grupy czytelników .
PolubieniePolubienie